środa, 17 marca 2010

To był BŁĄD!

Błąd!Błąd! Błąd!....czy słyszycie mój głos rozpaczy.....!?Nawet jeśli nie słyszycie, to na pewno zrozumiecie....

W pobliżu mojego miejsca pracy dość duża księgarnia zrobiła wyprzedaż (już czujecie to napięcie...?!) - na całą ofertę księgarni (o zgrozo!), DUŻĄ ofertę - 25% zniżki. Taką zniżkę już się odczuje. Weszłam tam przed chwilą...Wersja oficjalna - służbowo (pracuję w miejscu, gdzie książki kupuje się dużo i często, więc trzeba być na bieżąco;), ale nie będę ukrywać, że najpierw uderzyłam na półki, które staram się zawsze omijać szerokim łukiem, bo nie potrafię bronić się przed ich niezwykle pociągającymi książkami z historii sztuki, rękodzielnictwa ....

No i kupiłam. Nie jedną, a trzy. Ale żeby zrozumieć mój krzyk rozpaczy zaprezentuję jedną:



Już rozumiecie!?

W domu pojawiam się ostatnio ok godz. 20-21, mimo że pracę kończę cudownie urzędniczo o 15.30. Na stole leży ikona, która muszę skończyć do piątku. Do rodziców (jednych i drugich) zaglądam tak sporadycznie, że mi wstyd. Święta tuż tuż, a ja jeszcze z niczym nie ruszyłam. Jeszcze ciągle pojawiają się jakieś natychmiastowe i niezwłoczne zamówienia na kartki i inne drobiazgi. Nie będę wspominać o banałach typu obiady, zakupy, zaległe prasowanie, pranie.....Po drodze jeszcze jakieś urodziny, chrzciny (będę mamą chrzestną!), wyjazd męża na studia w weekend, milion spraw w pracy...

Jedynym przygotowaniem świątecznym jakie poczyniam to małe białe szydełkowe kwiatki do dekoracji, których nauczyłam się już na pamięć z książeczki z lat 80-tych. I taka dumna wokół nich chodzę, że chociaż jednego w okolicy godz. 23.00 uda mi się szybko zrobić, że takie nawet symetryczne (choć nad niemiłosiernie proste)...ach...ach...

A teraz kupiłam tę piekielną książkę! a tam jest kilkadziesiąt takich cudnych kwiatków! a co jeden to ładniejszy! i wszystkie wiosenne! I wszystkiego chciałabym spróbować! Już! Już....



Trzeba było siedzieć w pracy i nie ruszać się sprzed komputera! Mam za swoje! Teraz grozi mi co najmniej chroniczne niewyspanie.... Strzeżcie się księgarń! :) W tych strasznych miejscach czają się niezwykłe historie, które tylko czekają, żebyście przegapiły przystanek , na którym trzeba wysiąść. Tam się czają takie cudowne poradniki, które zrobią wszystko, żebyście odłożyły odkurzacz , a czasem nawet wyjście na spacer - to są takie specjalnie szkolone książki, które wymuszą na Was wyciągnięcie szydełka, masy solnej, papierów i nożyczek. W tych okropnych księgarniach są takie nieziemskie przewodniki, które przeniosą Was w obłędne miejsca, a co gorsza będziecie katowane wspomnieniami z wakacji i planami na następne, które wcale tak szybko nie nadejdą. To jest zmasowana akcja!

A tak na poważnie! Jak będę duża:) i odważę się na poważne decyzje to będę w jakimś bieszczadzkim domu prowadzić warsztaty plastyczno-hendmejdowe i w każdym kącie będą książki, którym będę pozwalała zabierać się w najpiękniejsze zakamarki ludzkiej twórczości. I każdy będzie mógł z tych książek korzystać!

Na koniec anegdota - jestem z rodziny, w której książki zawsze stanowiły ogromną wartość. Rodzice zbierali, kupowali, dostawali książki, które w sporej części teraz my mamy w swoim mieszkaniu (DZIĘKUJĘ). Potem moje studia w Krakowie - nie znalazłam żadnej drogi na uczelnię, na której nie byłoby księgarni lub antykwariatu, więc liczba książek w moim pokoju rosła i rosła.....(błogosławione stypendium naukowe). Jak przeprowadzaliśmy się mężem do wspólnego mieszkania książki przywieźliśmy ostatnie (od pierwszego dnia była z nami tylko Biblia i Muminki), bo przez kilka miesięcy jeszcze remontowaliśmy i szukaliśmy regału, który przynajmniej większość by pomieścił. W końcu w jedną sobotę małym seicento mąż zrobił kilka rund pomiędzy osiedlem rodziców i naszym i w wielkich przezroczystych budowlanych worach przywiózł wszystkie książki. W poniedziałek zbieram się do pracy i nagle słyszę sąsiadki na schodach:
- Tak, tak. Tu mieszkają Ci nowi młodzi. Pani, oni w sobotę książki przywozili. Ja jeszcze tyle książek nie widziałam! Oni chyba do Kowalskich na parter wpadną!
- A firanek ciągle nie mają! - odpowiedziała druga.

I tym miły akcentem kończę! Było dłużej niż miało być, ale przynajmniej przez chwilę nie myślałam o tych szydełkowych cudach.

8 komentarzy:

  1. :))))
    Książki zazdroszczę ;) mi właśnie małżonek przywiózł nową tildę z Wielkanocnymi dekoracjami!!! mam ochotę wszystko szyć! a czas? :(
    Fajnych masz sąsiadów - takie wścibskie panie umilają zycie ;) niech sobie myślą a co? ważne aby być szczęśliwym i dobrym człowiekiem ;)
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. książki to największe skarby!sąsiadki nie czytają więc nie wiedzą;)pozdrawiam i zapraszam do siebie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. nanannanannanaaaaaa! też mam tą książeczkę i czuję Twój ból! :-P

    OdpowiedzUsuń
  4. heheheh, ja też mam tą książkę i od trzech dni nie moge się oderwać od robótek;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy Ty koło mojej teściowej nie mieszkasz? Bo ona, jak pierwszy (i ostatni;P) raz do nas przyjechała, to weszła do pokoju, spojrzała na książki (a było ich o połowę mniej niż obecnie) i westchnęła "A po co to tyle, toż to kurz zbiera";))

    A książkę upolowalaś o tyle wygodną, że takie kwadraciki to można w biegu machać, w pracy, w drodze do pracy...albo w kolejce w księgarni;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, to ja też z gatunku tych, co to firan w domu nie mają, za to książki.... ech, ech, ech, księgarnie czyhają wszędzie :D Ja nawet nie mam gdzie fotografować własnych prac, bo wolnej ściany mi po prostu brakuje!! :))) A o książce powyższej już nawet nie wspomnę :D Przepadłabym z kretesem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyny, czytam te Wasze komentarze i mam uśmiech od ucha do ucha! Bo nigdy nie miałam wątpliwości, że książki są ważniejsze od firanek, że dom bez książek jest zimny. Ale Wasze "namacalne" dowody na to , że nie tylko ja tak myślę są budujące!!! serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Też bym kupiła i pluła sobie w brodę, że są ważniejsze wydatki:)
    Pozdrawiam wiosennie!

    OdpowiedzUsuń