Zaczynam od zdobyczy z porankowo-niedzielnego targu staroci w Mikołowie:
Na początku pojawił się ON....cudnie wiejski, nieskazitelnie biały, słowo uroczy pasuje idealnie. Mniejszy od stalowego poprzednika, ale nie ukrywajmy - dominuje swym urokiem w też białej kuchni.
Na tym samym stoisku zakupiony został kosz...
Wysłużona, ale solidna polska wiklina. Zapach i dźwięk, który wydaje nie można porównać z żadnymi bambusowo-liściastymi plecionymi koszami, które można teraz spotkać w dużych sklepach z wyposażeniem wnętrz.
Wysłużona, ale solidna polska wiklina. Zapach i dźwięk, który wydaje nie można porównać z żadnymi bambusowo-liściastymi plecionymi koszami, które można teraz spotkać w dużych sklepach z wyposażeniem wnętrz.
Po targu staroci zawitaliśmy na śniadanie do miłych gości (zapach pieczonych francuskich ciastek z jabłkami rozchodzący się na klatce schodowej....ach....). A tam zostałam obdarowana towarzyszką dla czajnika:
Kanka-bańka:) Mimo czystej bieli poczułam nieśmiało wiosnę:)
Kanka-bańka:) Mimo czystej bieli poczułam nieśmiało wiosnę:)
Pierwsze spotkanie z mikołowskim targiem staroci uważam za niezwykle udane. I jeszcze - skoro o bieli i zdobyczach - to wspomnę jeszcze o skandynawskiej niespodziance, która przyjechała z Natką i Arkiem prosto z Norwegii:
Podziwiam cały twój blog, wszystkie twoje piękne prace, ikony są wprost niesamowite! A targu staroci oczywiście zazdraszczam, świetne zdobycze, taki czajnik i bańka to marzenie :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo słonecznie i wiosennie. :)
No nic, ślinotok mam na Twoje zdobycze :))) choć kankę białą już mam ;)
OdpowiedzUsuńFajna filcowa ozdoba zdobyta w NO :)))
Mój małżonek ostatnim razem przywiózł mi znalezionego maleńkiego misia robionego na szydełku (?) komuś chyba odpadł od torebki ;)
Pozdrawiam :)))