- po pierwsze: obydwie rzeczy ze szczerą radością mogę nazwać Zdobyczami (przez duże Z, bo zasłużyły na to ze względu albo na swoją historię, albo na swój wygląd)
- po drugie: obydwie były już przez kogoś używane
- po trzecie (które łączy się z drugim argumentem): zostały kupione w miejscach, gdzie ludzie oddają / przekazują/ sprzedają niepotrzebne im już przedmioty
- po czwarte (co może być zaskakujące): cena - obydwie kosztowały po 8 zł.
Sukienka.... czyż nie jest piękna... Po prostu: kupiona w szmateksie, przez kompletny przypadek, za całe 8 zł. Nie ma żadnego uszkodzenia, żadnej wady. Po prostu komuś się znudziła, albo przestał się do niej mieścić ;) Koronki robią taki klimat, że spoglądając na nią czekam na wiosnę. Jeszcze tylko jeden detal, nie mogę się powstrzymać....
Na początku nie wiedziałam do końca co to jest.... Ale od kilku lat, jak widzę biało-niebieski fajans, to nie potrafię obojętnie przejść obok.... Tak więc pochyliłam się nad dziesięcioma okrągłymi płytkami ceramicznymi z metalowymi obręczami (niektóre są pęknięte i trzymają się dzięki tym obręczom) i po odwróceniu każdej z nich (to mój niekontrolowany odruch - wszystko co ceramiczne jest od razu odwracane, żeby znaleźć znaki wytwórcze, albo inne ciekawe informacje, które kryją na swych spodach talerze, filiżanki, wazy) na spodzie znalazłam takie oto oznaczenia:
Może być słabo widoczne, ale pisze: Dec. 1926 - czyli December 1926. Żadnego symbolu wytwórni, tylko data - grudzień 1926. Pierwszy raz się z tym spotkałam. Co w tych niewielkich podstawkach jest takiego, że ktoś zdecydował się na ich spodzie na wieczność zostawić niemalże datę dzienną. Czy zostały wtedy wyprodukowane, czy może sprezentowane na ślub przez zamożną ciotkę, która w zaprzyjaźnionej fabryce dopłaciła, by pojawił się miesiąc i rok zamążpójścia jej siostrzenicy... Takie pytania zadawałam już sobie w momencie, gdy dziesięć okrągłych ceramicznych niewiadomych spoczywało w mojej torbie.
Kupiłam je na targu, w centrum miasta, ale nie na targu staroci - tylko na takim normalnym z warzywami i pachnącymi owocami, jajkami ze wsi i fantastycznym stoiskiem z nabiałem. Na takim targu, gdzie na jego obrzeżach pokrzywdzeni przez los ludzie sprzedają co mają, albo co znajdą na strychach u swoich krewnych. Kupiłam już tam wiele niezwykłych, pięknych i ciekawych rzeczy (przyjdzie czas, żeby kilku ulubieńców tu przedstawić). Żeby nie było wątpliwości - wszystkie dziesięć podstawek kosztowało razem 8 zł.
Fascynacja biało-niebieskimi krążkami pozwoliła odnaleźć mi odpowiedź na pytanie co to tak naprawdę jest i do czego służy. Są to rzeczywiście podstawki - używało się ich w śląskich kuchniach pod szklanki. Jak przychodzili goście to w dzisiaj tak zwanym pokoju gościnnym dostawali herbatę lub kawę w filiżankach, więc podstawki nie były potrzebne. Natomiast sąsiadki, które przychodziły na klachy (plotki, pogaduchy) przy kuchennym stole herbatę, albo świeżo ugotowany kompot dostawały w szklankach, które stawiały na takich właśnie podstawkach. Więc teoria o zamożnej ciotce raczej upada..... Raczej kupiłaby swojej siostrzenicy piękny serwis, niż inwestować pieniądze w specjalny nadruk na spodzie podstawek, który będą używały sąsiadeczki bardziej zainteresowane brudnymi oknami "tej z naprzeciwka"...
Rozpisałam się...ale czy takie skarby nie dają Wam więcej radości, niż kupienie nowych rzeczy, które produkowane są w sporych nakładach. Czy nie daje Wam radości świadomość, że dana rzecz kupiona za kilka groszy ma za sobą ogromną historię, nawet jeśli to jest zwykła podstawka pod szklankę. Dla mnie takie Zdobycze są bardzo cenne i przyjemne.
To już koniec na dziś. I tak na przyszłość - owocnych poszukiwań!
Kupiłam je na targu, w centrum miasta, ale nie na targu staroci - tylko na takim normalnym z warzywami i pachnącymi owocami, jajkami ze wsi i fantastycznym stoiskiem z nabiałem. Na takim targu, gdzie na jego obrzeżach pokrzywdzeni przez los ludzie sprzedają co mają, albo co znajdą na strychach u swoich krewnych. Kupiłam już tam wiele niezwykłych, pięknych i ciekawych rzeczy (przyjdzie czas, żeby kilku ulubieńców tu przedstawić). Żeby nie było wątpliwości - wszystkie dziesięć podstawek kosztowało razem 8 zł.
Fascynacja biało-niebieskimi krążkami pozwoliła odnaleźć mi odpowiedź na pytanie co to tak naprawdę jest i do czego służy. Są to rzeczywiście podstawki - używało się ich w śląskich kuchniach pod szklanki. Jak przychodzili goście to w dzisiaj tak zwanym pokoju gościnnym dostawali herbatę lub kawę w filiżankach, więc podstawki nie były potrzebne. Natomiast sąsiadki, które przychodziły na klachy (plotki, pogaduchy) przy kuchennym stole herbatę, albo świeżo ugotowany kompot dostawały w szklankach, które stawiały na takich właśnie podstawkach. Więc teoria o zamożnej ciotce raczej upada..... Raczej kupiłaby swojej siostrzenicy piękny serwis, niż inwestować pieniądze w specjalny nadruk na spodzie podstawek, który będą używały sąsiadeczki bardziej zainteresowane brudnymi oknami "tej z naprzeciwka"...
Rozpisałam się...ale czy takie skarby nie dają Wam więcej radości, niż kupienie nowych rzeczy, które produkowane są w sporych nakładach. Czy nie daje Wam radości świadomość, że dana rzecz kupiona za kilka groszy ma za sobą ogromną historię, nawet jeśli to jest zwykła podstawka pod szklankę. Dla mnie takie Zdobycze są bardzo cenne i przyjemne.
To już koniec na dziś. I tak na przyszłość - owocnych poszukiwań!
Piękne skarby:-) Zgadzam się z Tobą, że upolowane przedmioty z duszą dają znacznie więcej radości, niż lśniące nowością "nówki".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Te podstawki rzeczywiście zagadkowe. Ale czy ich tajemnica nie dodaje im uroku? Gratuluję "nosa" i wypatrzenia takich cudeniek. ;)
OdpowiedzUsuń