Powiedzmy, że miejsce i czas tego posta jest celowy. W końcu koszyki w różnej formie i postaci są teraz na czasie.
Bardzo dawno temu poczyniłam pierwsze samodzielne próby z materią papierowej wikliny. Szybko, bezboleśnie i bez efektu w zasadzie. Internetowe instrukcje, tutoriale, filmiki są wielkim darem dla chcących poznawać i uczyć się nowych technik, ale co spotkanie z żywym człowiekiem, który nam pokaże jak, po co i dlaczego jest absolutnie niezastąpione i po stokroć przyjemniejsze!
Tak więc w sierpniu -w szczycie remontowego szaleństwa skupionego wokół łazienki - pozostawiłam męża pośród gipsów, gładzi i kafelek i udałam się na (niestety tylko) jedne z proponowanych przez Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie (niezwykłe miejsce z niesamowitą ofertą!) warsztatów z wakacyjnego cyklu "Wakacje z dizajnem - Przydasie" (relacje foto).
Uczestniczyłam w warsztatach z wikliny papierowej prowadzonych przez Magdę Godawę - makkireQu. Te kilka godzin otwarło mi oczy na potencjał i urok tej techniki. Koślaczek (czyt. koszyczek), który zrobiłam na zajęciach i pierwszą wykonaną w domu miskę wywiozłam do pracowni, gdzie prowadzę zajęcia plastyczne dla dzieci. Wydrukowałam tam też fotografię jednego z koszyków Magdy Godawy. Jak więc dzieci zaczynają marudzić "proszę pani, mi nie wychodzi", "proszę pani, ja mam brzydko" - to najpierw pokazuję zdjęcie koszyka makkireQu, a potem moje koślawce. Działa.
Nie mam zdjęć tych dwóch pierwszych tworów (czego żałuję), ale za to pokażę przerobiony w koszyk katalog z kafelkami. Już zalakierowany. Od sierpnia czeka na przykrywkę/ wieczko/ klapkę.
Bardzo dawno temu poczyniłam pierwsze samodzielne próby z materią papierowej wikliny. Szybko, bezboleśnie i bez efektu w zasadzie. Internetowe instrukcje, tutoriale, filmiki są wielkim darem dla chcących poznawać i uczyć się nowych technik, ale co spotkanie z żywym człowiekiem, który nam pokaże jak, po co i dlaczego jest absolutnie niezastąpione i po stokroć przyjemniejsze!
Tak więc w sierpniu -w szczycie remontowego szaleństwa skupionego wokół łazienki - pozostawiłam męża pośród gipsów, gładzi i kafelek i udałam się na (niestety tylko) jedne z proponowanych przez Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie (niezwykłe miejsce z niesamowitą ofertą!) warsztatów z wakacyjnego cyklu "Wakacje z dizajnem - Przydasie" (relacje foto).
Uczestniczyłam w warsztatach z wikliny papierowej prowadzonych przez Magdę Godawę - makkireQu. Te kilka godzin otwarło mi oczy na potencjał i urok tej techniki. Koślaczek (czyt. koszyczek), który zrobiłam na zajęciach i pierwszą wykonaną w domu miskę wywiozłam do pracowni, gdzie prowadzę zajęcia plastyczne dla dzieci. Wydrukowałam tam też fotografię jednego z koszyków Magdy Godawy. Jak więc dzieci zaczynają marudzić "proszę pani, mi nie wychodzi", "proszę pani, ja mam brzydko" - to najpierw pokazuję zdjęcie koszyka makkireQu, a potem moje koślawce. Działa.
Nie mam zdjęć tych dwóch pierwszych tworów (czego żałuję), ale za to pokażę przerobiony w koszyk katalog z kafelkami. Już zalakierowany. Od sierpnia czeka na przykrywkę/ wieczko/ klapkę.
Fascynacja. Przerabianie głupich gazet w coś co może dekorować, a przede wszystkim spełniać nową funkcję jest niesamowite. I ma drugie eko-dno. Wymaga trochę cierpliwości, ale drzewa też nie rosną szybko. Polecam i technikę, i makkireQu, i Zamek! ze wszystkich sił i całego serca!