niedziela, 2 października 2016

Historia pewnego koca

Grubo ponad rok temu na lokalnym święcie dziergania zakupiłam solidną ilość motków bawełny i mieszanek bawełniano-akrylowych. Jedynym wyznacznikiem były kolory. Piękne kolory, którym nie potrafiłam się oprzeć. I wierzyłam, że wymyślęjakiś zacny projekt do ich wykorzystania.


Nie mam żadnego technicznego obycia i wiedzy na temat rodzajów preferowanych włóczek do szydełkowania i samych szydełek - te które mam są odziedziczone po ciociach i babciach. Nie znam się na ich numeracji. Nie mam wiedzy na temat tego, z czego najlepiej zrobić serwetkę, z czego maskotkę a z czego koc. Wszystko robię instynktownie. Lubię bawełnę i jedno szydełko, którym robię prawie wszystko :)
Mało wiem na temat szydełkowania, ale odkąd zdarza mi się uciekać w wirtualny świat rękodzieła zniewalały mnie zdjęcia koców / pledów wykonanych z tzw. kwadratów babuni (granny squares). 
Myślę, że każdy rękodzielnik ma w sercu i głowie taką wizję jednego lub kilku dzieł idealnych, które kiedyś wyjdą spod jego rąk. Dzieła, które będzie może nie tyle co punktem szczytowym w danej dziedzinie, ale punktem wyjścia, a może nawet bardziej wejścia na wyższy poziom. Noszę w sobie kilka takich ręko-DZIEŁ. Marzę o czasie, sposobności i skupieniu, które pozwoliło by mi na napisanie dużej wielopostaciowej ikony. Marzę o patchworkowej narzucie, z której każdy kwadrat przywoła jakieś wspomnienie. Marzę o lalkach dla moich córek, które będą służyć może ich córkom.

 Ach.... Ale marzyłam też o kocyku z babcinych kwadratów. 


Powstawał ponad rok, bo zwątpień i wynikających z tego przerw było wiele. Przyznaję szczerze, że podchodziłam do niego bez wiary w to, że zostanie ukończony. Nie wiedziałam, czy te bawełny i włóczki, które kupiłam się do tego nadają. Miałam plan B, że najwyżej postanie kocyk dla misia, a nie dla córki :)



Setki razy przeliczałam ilość kwadratów , które muszę zrobić. Zmieniałam proporcje, kombinowałam, ale liczba ponad 200 kwadratów mnie ciągle przerażała i rozwlekała przerwy między kolejnymi etapami pracy.

Ale jest! 208 kwadratów. Liczne niedociągnięcia, koślawe pierwsze 50 kwadratów i nieprofesjonalne ich połączenie nie zrzucą kocyka na razie z piedestału pierwszego zrealizowanego rękodzielniczego marzenia. Bo na razie jak na niego patrzę to sobie myślę "Nigdy więcej!"  ;)






A z resztek powstają dary jesieni: grzybki i żołędzie :)




(lampiony Pracownia Twórcza ArtKo)

Tyle. W sumie aż tyle :)

owocnej twórczo jesieni! ona zawsze mi sprzyjała!

2 komentarze:

  1. Gratuluję, Madziu, wytrwałości - wyszło przepięknie!
    Dużo sił i wiary w realizowaniu kolejnych marzeń, ja będę czekała na tę wielopostaciową ikonę.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, masz przepiękne prace.

    OdpowiedzUsuń