wtorek, 26 lutego 2013

Zwiastuny...


W nieocenionym tak zwanym MIĘDZY-CZASIE  powstają dekoracje wiosenne i około-wielkanocne. Prawdopodobnie nie zmobilizowałabym się i ów MIĘDZY-CZAS  wykorzystała na coś zupełnie innego (zaległości....zaległości....), ale jest szansa na przemiły kiermasz(e) z przemiłą osobą,więc czemu nie?! Tym bardziej, że są tacy, którzy troszczą się o skrupulatne uzupełnianie - ba! - wręcz przepełnianie moich magazynów (dzięki tato!!!). Więc (bardzo)późnymi wieczorami lub w czasie drugiego domowego śniadania powstają wianki, jajka i inne zwiastuny tego cudownego nadchodzącego czasu.

Coraz bardziej bawi mnie praca z przetwarzaniem materiałów. Wszystko co poniżej (poza styropianowymi bazami wianków i jaj) powstało z rzeczy zalegających, wtórnie użytych, odłożonych, bo "kiedyś się przyda". I się przydało!

Najpierw kolekcja póki co trzech wianków z ręcznie wykonaną przeze mnie koronką - pierwotnie miały to być kołnierzyki, ale nie spełniały wymagań...





Oraz kilka materiałowych i jeden wiklinowy:






Skromne kiermaszowe przygotowania oraz solidna dostawa styropianowych jajek skłonił mnie do eksperymentowania z - w moim wypadku pseudo-decoupagem. Jednak bardziej do mnie przemawia praca z tkaninami. Dekupaż wymaga cierpliwości....A poza czasem tego też mi brakuje.


No i zasłonka kupiona jeszcze w czasach studenckich w Krakowie została przerobiona w stado kur i kogutów:



Dla mnie wielkanocna wiosna jest jasna,czysta. Pastelowa, a przez to radosna. Próbowałam zrobić wiosenny zielony wianek,ale im bardziej się starałam, tym bardziej mi nie wychodziło. Więc zostaję w pastelowym jasnym świecie.

Na koniec kołnierzyki. Dagmara na swoich przepięknych zdjęciach pokazała jakiś czas temu szydełkowe dzieła, a wśród nich kołnierzyki dla jej córki. Ja dla mojej (skądinąd 1,5 miesiąca młodszej od dagmarowej Anielki) chwilę wcześniej uszyłam kołnierzyk z szarego materiału w białe groszki (resztki materiału wykorzystałam do jednego z powyższych wianków i jaja). Jednak te szydełkowe mają niezwykły urok. Pamiętam  swoje szkolne. Jeden na pewno był szydełkowy, a wszystkich bardzo nie znosiłam! Teraz dużo oddałabym, żeby je mieć...Ale wracając do rzeczy - skorzystałam z kursu, który poleciła Dagmara i powstał kołnierzyk dla mojej Lidki. Wprawdzie różowy, a nie przepadam za tym kolorem....ale w pobliskiej pasmanterii tobyłjedyny kolor do zaakceptowania. Później w drodze na (i z ) krótki zimowy wyjazd do Kazimierza nad Wisłą powstało kolejnych 6 (owocna pięciogodzinna podróż samochodem jako pasażer!). Jeden już został sprezentowany pewnej damie z okazji pierwszych urodzin. Pozostałe też czekają na wyjątkowe właścicielki.

Próbne kołnierzyki stały się elementem wiosennych wianków. A te które będą zdobić szyje młodych dam spinane są guzikami z historią-dostałam od mojej teściowej piękne guziki,które pamiętają kreacje ubierane na wielkie rodzinne imprezy.

Mimo,że nie nacieszyłam się w tym roku zimą wypatruję już zwiastunów wiosny. I życzę, aby wyszły spod rąk Matki Natury!

niedziela, 10 lutego 2013

Przetwory biżuteryjne

Pojawiło się ostatnio - nawet kilkukrotnie- zapotrzebowanie na moje twory biżuteryjne. Cieszy mnie to, bo to takie po ludzku budujące, że robisz coś co lubisz, a na dodatek komuś się to podoba i chce to mieć. Poza tym każde takie zamówienie niesie ze sobą możliwość próbowania nowych rzeczy, nowych materiałów, szukania nowych zestawień - szczególne jeśli osoba zamawiająca coś sugeruje, na przykład.....

....że chciałaby szyty naszyjnik w stonowanych, ale niekoniecznie pastelowych kolorach
Więc powstała zielona kwiecisto - zielona kolekcja:





... albo że marzy jej się jakaś większa broszka do spinania swetra - w szarościach lub brudnym różu
Więc po raz pierwszy próbuję zrobić broszki na agrafkach.Wykorzystuję do tego same pojedyncze koraliki, kawałki łańcuszków, nieudane owoce filcowania i mikroskopijne ścinki materiałów. A jak zaczęło mi brakować odpowiednich kolorystycznie koralików, to wrócił ze sklepu mój luby i przyniósł bransoletkę, którą znalazł w śniegu (w cudownych szarościach). Przetwórstwo w 100%, a wyszła z tego całkiem fajna seria. Miała być jedna broszka, powstało pięć.






...albo że potrzebuje kompletu naszyjnik + broszka z dominantą granatu.
I tym razem powstał rzeczywiście tylko jeden naszyjnik i jedna broszka.Ładne materiały mają to do siebie,że się szybko kończą...


Na marginesie takich poczynań powstają rzeczy spontaniczne - zazwyczaj bardziej odważne kolorystycznie.Pojawiają się stadami - jak na przykład te broszki:

 

albo parami- jak te:



Plany na następne przetwórstwo biżuteryjne już są. Szkice popełnione. Materiały - wiadomo -są, w końcu zbieram różne dziwadła z znaczących ilościach.Tylko z czasem jakoś krucho..... 

sobota, 9 lutego 2013

Never ending story...Ikony na kamieniach

Jestem zła jak sto-pięćdziesiąt! Tak bardzo chciałam dziś być u Pani Kwiatkowskiej na warsztatach szycia prowadzonych przez nudzącą się Anitę ..... A nie mogłam. Więc katuję się oglądaniem zdjęć na fejsbuku dzięki uprzejmości konta mężowego... W ramach otrząsania się z tej bez-warsztatowej stagnacji wrzucam zaległości.

Zaczynam od ikonek na kamieniach.

Św.Andrzej na kwarcycie (uwielbiam ten kamień!) - prezent na imieniny  (no i już wiadomo jak odległe to zaległości...)

MB Kazańska i MB Włodzimierska na kwarcytach :) i Archanioł Rafał na małym otoczaku

Święta Barbara wieczorową porą.... Prezent na imieniny - tak ważne u nas na Śląsku (kwarcyt,oczywiście!)

kwarcytowe Matki Boskie Kazańskie - upominki urodzinowe

Anioł Stróż - prezent z okazji Chrztu Świętego (jakżeby inaczej - kwarcyt!)
Taki okazyjno - prezentowy zestaw się stworzył.

Idę dalej się umartwiać z powodu warsztatów.... Oby umartwianie się było owocne i pozwoliło sklecić kolejne posty.

Acha, i przyznaję się szczerze - wiosna jest cudowna, ale czekam na prawdziwą zimę! Właśnie zaczęły się u nas ferie i mimo, że żadnych sportów zimowych nie uprawiam, poza wychodzeniem na spacer z kilkumiesięcznym bobasem (ubieranie kolejnych warstw i zbieganie do wózka,żeby mała się nie ugotowała w kombinezonie kosmonauty) i szkołę skończyłam dawno temu , to czekam na ten czas. Na przepalony biały widok za oknem, który normalnie jest przygnębiająco szary. Na gorące kakao na śniadanie i nieśpieszne poranki (mąż belfer!). Na przemarznięte powroty ze spaceru do ciepłego mieszkania. 

No czekam na to, bo jeszcze w tym sezonie się nie nacieszyłam.