czwartek, 3 czerwca 2010

Skarby w błocie

Odkąd prowadzę bloga prezentuję tu rzeczy, które ogólnie nazywam Zdobyczami. Lubię wygrzebywać na targach staroci, w second-handach i innych magicznych miejscach, rzeczy z historią i takie, które da się jeszcze do czegoś wykorzystać. I to mnie właśnie w tych rzeczach chyba najbardziej pociąga - możliwość nadania im drugiego życia, czasem w zupełnie innym charakterze. No i czuję się dobrze ze świadomością, że nie kupiłam czegoś nowo-wyprodukowanego. Nie chodzi mi o taki kolekcjonerski snobizm (bo czy można mówić o snobizmie kupując np. zwykłe ceramiczne osłonki na doniczki za 6 zł), tylko o eko-poczucie. Po co kupować coś nowego, skoro stare jest jeszcze w świetnej formie. To taki mój tradycyjny wstęp.

Z wielką radością poznałam niedawno słowo MUDLARKING. Słowo z historycznym dnem i tradycją. Ja potraktuję je troszkę po swojemu, nawiązując też jednocześnie do poprzedniego posta. Ponadto fajnie jest mieć świadomość, że na moją niekontrolowaną chęć grzebania w błocie, ale też w stertach niekoniecznie ładnych rzeczy, a czasem nawet śmieci jest fachowe, ładnie brzmiące określenie. Wprawdzie po angielsku, ale myślę, że coś da się z tym zrobić. Bo dla mnie oznacza ono po prostu wygrzebywanie, wynajdywanie z różnie odczytywanego błota rzeczy, które mogą się zmienić w coś urzekającego, albo które ze swojej natury już takie są. Znajdywanie perełek. Uwielbiam ten rodzaj zaskoczenia i radości, jak coś takiego właśnie znajdę; zastanawianie się co to było, kto mógł z tego korzystać, dlaczego zostało wyrzucone... To ma taki smaczek tajemnicy, taką moc,że przez chwilę czuję się jak płetwonurek, który znalazł skrzynię ze złotem.

Z "grzebaniem w błocie"spotkałam się jakiś czas temu, w pochmurny i strasznie deszczowy poranek na blogu Ann Wood - i nie tylko z tego względu go polecam. Ptaki i statki, które ta czarodziejka wypuszcza ze swoich rąk są prawdziwymi dziełami sztuki. Marzy mi się taki statek podwieszony pod sufitem i tak powoli zbieram materiały, żeby spróbować własnymi siłami coś takiego zrobić...ale im bardziej wpatruję się w zdjęcia Ann Wood, tym bardziej wątpię we własne siły i możliwości.

Dzień po odkryciu zwrotu mudlarking i przeszperaniu związanych z tym informacji w internecie przy kontenerze do segregowania materiałów wtórnych stał on...



...duży słój z delikatnego niebieskawego szkła z widocznymi bąbelkami powietrza - czyli dobra , może nawet przedwojenna, robota hutnika dmuchającego w bańkę płynnego szkła. Kilka godzin wcześniej na targu staroci panowie sprzedawali takie słoje po 20-30 zł. Ten, lekko ZABŁOCONY, został natychmiast adoptowany. Teraz dumnie prezentuje moją kolekcje drewienek z morza.

***

Zdobycz zaprezentowana. Przyszedł czas na twórczość. Pierwsze próby z permanentnym białym tuszem StazOn i liściastymi stempelkami od męża (kolejna kolekcja mimochodem - stemple i dziurkacze z motywem liści):


Czarna ceramiczna podstawka pod świeczkę






i niewielka butelka. Zamierzeniem była imitacja szronu na butelce i koronki na podstawce. pierwsze próby uważam za zadowalające.

No i coś z małych form biżuteryjnych - granatowe letnie korale dla osoby, która wnosi w moje życie ogromne ilości radości!Ogromne! Co najmniej tak wielkie jak nasze wysiłki wkładane we wspólne ćwiczenia na szumnie zwanym aerobiku;)



***
A na koniec wisienka na babeczce! Ogromna niespodzianka jaka czekała na mnie w poniedziałek po powrocie z pracy. Elamika zrobiła mi niezwykłą przyjemność za niewielką przysługę, jaką mogliśmy ją z moim mężem poratować w trakcie kończącego się remontu kuchni. Nic wielkiego. Prosta sprawa. A niespodzianka od Eli jest tak urokliwa i miła, że czuję się jakbym co najmniej własnoręcznie drzewa ścinała do zrobienia kuchennych mebli. Elu, po pierwsze bardzo dziękuję! po drugie powodzenia w tych wszystkich remontach!

A zawartość paczuszki iście kobieca i skłaniająca do relaksu. "Dekupażowy" chustecznik (twórczość Eli), pachnąca saszetka i marsylskie mydło, wielkości klasycznej cegły :)





***
Jeszcze jedna ważna sprawa - na Open'er Festival 3 lipca zagra REGINA SPEKTOR!!!!!!! nie będę miała możliwości jej tam posłuchać, ale odkąd się dowiedziałam (a nie będę ukrywać, że było to niedawno) ta myśl nie daje mi spokoju. Koncert Reginy - Marzenie przez największe"M". Wszystko jednak wskazuje na to, że wybranie się kiedyś na jej koncert np. do Berlina będzie szybsze i tańsze. Jeśli ktoś będzie 3-go na festiwalu niech o 21.00 pójdzie na jej koncert. Absolutnie niezwykła muzyka, niezwykłej kobiety!





4 komentarze:

  1. Widzimy, że morski klimat Cię trzyma Drewienka leżą jak ulał w tym oswobodzonym z błota słoju.

    pozdrawiamy:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie znałam tego terminu, ale o ileż dostojniej brzmi niż zwykłe "grzebanie w śmieciach';) Apropos śmieci, w krajach Beneluksu zdarzało mi się znajdować wystawione prawdziwe cudeńka, tu w PL jakos z tym gorzej...chociaż jakiś rok temu mój osobisty mąż przyniósł ze śmietnika (jak to brzmi;) pięknie zachowaną stareńką kolejkę dla dzieci.

    Bardzo mi się podoba oszroniona szklanka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesujący post. Słowa nie znałam, człowiek wciąż się uczy.
    Bardzo dziękuję za słowa z postu dotyczące mojej osoby. Strasznie mi miło jest, tym bardziej że jestem dłużniczką Twoją.
    Cieszę się bardzo mając możliwość Cię poznać.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. hej Otto! wspaniałe te twoje stazonowe wytwory! piękne, takie zmysłowe i delikatne..:)
    uściski
    Just

    OdpowiedzUsuń