W jadalnianej pracowni na kuchennym stole coraz rzadziej powstają wianki, stroiki, filiżankowce, choć nie ukrywam, że dalej sprawia mi to sporą radość.
Poniżej kilka zdjęć około jesiennych dekoracji znalezionych w czeluściach wirtualnych folderów. Sprzed roku, dwóch, trzech lat....
A foldery na pulpicie skrywają jeszcze niejedną tajemnicę ;)
wtorek, 4 października 2016
niedziela, 2 października 2016
Historia pewnego koca
Grubo ponad rok temu na lokalnym święcie dziergania zakupiłam solidną ilość motków bawełny i mieszanek bawełniano-akrylowych. Jedynym wyznacznikiem były kolory. Piękne kolory, którym nie potrafiłam się oprzeć. I wierzyłam, że wymyślęjakiś zacny projekt do ich wykorzystania.
Nie mam żadnego technicznego obycia i wiedzy na temat rodzajów preferowanych włóczek do szydełkowania i samych szydełek - te które mam są odziedziczone po ciociach i babciach. Nie znam się na ich numeracji. Nie mam wiedzy na temat tego, z czego najlepiej zrobić serwetkę, z czego maskotkę a z czego koc. Wszystko robię instynktownie. Lubię bawełnę i jedno szydełko, którym robię prawie wszystko :)
Mało wiem na temat szydełkowania, ale odkąd zdarza mi się uciekać w wirtualny świat rękodzieła zniewalały mnie zdjęcia koców / pledów wykonanych z tzw. kwadratów babuni (granny squares).
Myślę, że każdy rękodzielnik ma w sercu i głowie taką wizję jednego lub kilku dzieł idealnych, które kiedyś wyjdą spod jego rąk. Dzieła, które będzie może nie tyle co punktem szczytowym w danej dziedzinie, ale punktem wyjścia, a może nawet bardziej wejścia na wyższy poziom. Noszę w sobie kilka takich ręko-DZIEŁ. Marzę o czasie, sposobności i skupieniu, które pozwoliło by mi na napisanie dużej wielopostaciowej ikony. Marzę o patchworkowej narzucie, z której każdy kwadrat przywoła jakieś wspomnienie. Marzę o lalkach dla moich córek, które będą służyć może ich córkom.
Ach.... Ale marzyłam też o kocyku z babcinych kwadratów.
Powstawał ponad rok, bo zwątpień i wynikających z tego przerw było wiele. Przyznaję szczerze, że podchodziłam do niego bez wiary w to, że zostanie ukończony. Nie wiedziałam, czy te bawełny i włóczki, które kupiłam się do tego nadają. Miałam plan B, że najwyżej postanie kocyk dla misia, a nie dla córki :)
Setki razy przeliczałam ilość kwadratów , które muszę zrobić. Zmieniałam proporcje, kombinowałam, ale liczba ponad 200 kwadratów mnie ciągle przerażała i rozwlekała przerwy między kolejnymi etapami pracy.
Ale jest! 208 kwadratów. Liczne niedociągnięcia, koślawe pierwsze 50 kwadratów i nieprofesjonalne ich połączenie nie zrzucą kocyka na razie z piedestału pierwszego zrealizowanego rękodzielniczego marzenia. Bo na razie jak na niego patrzę to sobie myślę "Nigdy więcej!" ;)
A z resztek powstają dary jesieni: grzybki i żołędzie :)
(lampiony Pracownia Twórcza ArtKo)
Tyle. W sumie aż tyle :)
owocnej twórczo jesieni! ona zawsze mi sprzyjała!
Subskrybuj:
Posty (Atom)