Zaczęły się wakacje, sezon urlopowy - zwał jak zwał. Z prawie każdego wyjazdu przywozimy różne pamiątki. Mam wrażenie, że coraz częściej zamiast straganowych tandetnych drobiazgów ludzie szukają wyjątkowych rzeczy, które będą nieść ze sobą jakąś historię. Odwiedzane są więc targi staroci, sklepy z antykami, galerie, sklepy z ludową twórczością. Nie są to rzeczy tanie, ale po pierwsze- są niepowtarzalne i wartościowe, a po drugie - zawsze można znaleźć perełki za grosze, które tym bardziej będą cieszyć.
Uwielbiam takie miejsca, staram się kupować rzeczy, które będą służyć mi w domu - ceramikę i porcelanę, koszyki wiklinowe, tkaniny, szkło.... Kupuję też śmiecio-drobiazgi, z których robię coś innego. Ale mam też kolekcję absolutnych perełek, kupionych za tak śmieszne pieniądze, aż niewiarygodne. Kolekcję - rzec można - sztuki. Piszę o tym dlatego, żeby wyczulić na takie rzeczy, które -przede wszystkim na małych targach staroci, albo w tzw. rupieciarniach są tak brudne, że prawie niewidoczne, a w rzeczywistości wiele warte.
Wszystkie poniżej pokazane rzeczy kupiłam na (wspominanej tu od czasu do czasu) części targu w moim mieście, którą nazwałam "alejką wyklętych". Więc nie jest to typowy targ staroci, ale ma potencjał:)
Zacznę z grubej rury - ikona - napisana na zwykłej desce, ale dobrze wysuszonej i zagruntowanej; jej autor ewidentnie wiedział o co chodzi w ikonopisaniu, czym jest kanon i jak ważne jest prawidłowe użycie kolorów. Jest podniszczona. Kosztowała 10 zł. (w rzeczywistości ikona jest trochę ciemniejsza)
Teraz obrazki - dwie małe akwarele, które kupiłam dobrych kilka lat temu - kupiłam je ze względu na ramki, ale w domu przyjrzałam się im dokładnie i nagle okazało się, że są sygnowane, że z tyłu mają opis zwierający nazwisko autora, tytuł i datę. Nie wyciągnęłam ich z ramek, ale też nie drążyłam kim jest autor, do momentu,gdy na wakacjach w jakiejś galerii oglądałam piękne akwarele ze strachami na wróble i bardzo charakterystyczną sygnaturą...
Okazało się, że jestem właścicielką akwarelek Floriana Kohuta z pleneru w 1988 roku. Za każdą z nich zapłaciłam 3 zł....
I jeszcze jeden obrazek - malowany tradycyjną metodą na szkle. I dlatego go kupiłam - bo kilka dni wcześniej byłam na wykładzie o malarstwie na szkle. W domu oderwałam przemokniętą na deszczu tekturę i wyrzuciłam spleśniałą ramkę. I też ukazała się sygnatura. Więc zaczęłam szukać.....
Tak oto za 2,50 zł (to jest mój rekordzista, jeśli chodzi o cenę) kupiłam niewielki obrazek, którego autorem jest architekt Andrzej Gałek (1916-1993), który był synem znanego malarza Stanisława Gałka (1876-1961).
Poza sztuką, jestem też wyczulona na dawne pamiątki, fotografie, litografie. Kilka takich zobyczy:
Komunijna przedwojenna kartka z Górnego Śląska, która była oprawiona w ramkę. Jest niezwykle szlachetna i piękna. Napis jest wykonany z miedzi (utlenił się - dlatego jest zielony), a głównym elementem tej niewielkiej kartki jest krzyżyk z masy perłowej z miedzianym Chrystusem. W środku zostały napisane proste życzenia. Zapłaciłam za nią 5 zł.
I dwie przedwojenne pamiątki przywiezione z pielgrzymek. Są to litografie - jedna z Góry św. Anny, druga z Częstochowy. Oprawione są w misterne drewniane ramki.Kosztowały kolejno 5 zł i 2,5 zł.
Ostatnie pokazane rzeczy są zbierane w działach etnograficznych lokalnych muzeów oraz w dużych polskich muzeach etnograficznych .
Wszystkie te rzeczy są wyjątkowe i piękne. Mają swoje historie. A w zasadzie same już ją stanowią.
Czujności w poszukiwaniach, czujności w zakupach życzę! nie tylko w wakacje!