Opróżnianie magazynów, recycling, przetwarzanie i nadawanie nowych funkcji niepotrzebnym i zużytym rzeczom to zwroty, które dość często się tu pojawiają i stanowią kryteria mojej ulubionej filozofii hendmejdowej. Nie używam słowa "chomikowanie", bo rzeczywiście zbieram, zbieram, a potem przychodzi taki moment, że muszę czuję potrzebę przetworzyć jakąś część materiałów i dopóki"magazyn" nie zostanie opróżniony to czuję twórczy niepokój :) (lub też lęk przed niemożnością zapełnienie go na nowo :)
Jeszcze przed Świętami zgodnie z powyższymi kryteriami powstały ostatnie szalikowe sowy - skandynawskie puchacze :
Później czas już gonił i skupiłam się na "projekcie" wyjątkowym i mającym szansę na ewolucję. Lidka znalazła bowiem pod choinką dwie główne postaci ze swojej chwilowo (od ponad pół roku) ulubionej bajki - Czerwonego Kapturka i wilka.
Pierwszy raz szyłam lalkę i maskotkę w takim rozmiarze - nie licząc sów, ale te stwory zaliczam bardziej do kategorii poduszek.
Oto oni. Kapurek - z lekkimi naleciałościami etno i folk. Lniane body, włosy ze splecionych warkoczyków z dzianinowego golfu, letnia sukienka z rękawa bluzki o brzydkim kroju i przepięknym materiale, sweterek z resztek bawełny, pelerynka z polarowej cienkiej bluzy. Wszystkie ubranka są ściągane. Mój dziewiarsko- lalkarski brak doświadczenia spowodował, że po ubraniu sztywnego sweterka Kapturek przyjmuję pozę lekko ukrzyżowaną...
Braki: buciki, ubrania na zmianę i kciuki:) wszystko do nadrobienia :)
Wilk. Myślałam, że będzie prościej niż z Kapturkiem, ale zajął mi i więcej czasu i więcej myślenia:) Po doświadczeniach przedświątecznych z szyciem serduszek zawieszek z dzianiny postanowiłam uszyć wilka z ponurego dzianinowego golfu, a po wypchaniu każdy z elementów obszyłam "płotkiem" i dodatkowo przerobiłam półsłupkami na szydełku.Wilk tez jest trochę "interaktywny" - ma bowiem ruchome kończyny i dziurę w brzuchu - kieszeń, do której można coś schować. A żeby było wiadomo, że wilk jest groźny to kieszeń została uszyta z materiału w kury i owieczki - co sugeruje poprzedni posiłek :)
Braki: pazury, dodatkowe postrzępienia i hafty na ogonie i pysku, bardziej szpiczaste uszy, zapięcie jamy brzusznej. Wszystko do nadrobienia.
Zestaw będzie się rozwijać, bo już jest zamówienie na babcię i pelerynkę w wersji XXXL dla Lidki. Nie padło na razie hasło Myśliwy z czego bardzo się cieszę:)
***
Obecna sytuacja zdrowotno-ruchowa sprzyja przede wszystkim kanapowemu szyciu, szydełkowaniu, haftowaniu. Skompletowałam więc mój tzw. "koszyk chorego", czyli zestaw rzeczy, które muszę mieć pod ręką, by nie ruszać się za każdym razem z miejsca, jak mi się coś przypomni. W koszyku wylądowały skrawki tkanin, małe kłębki bawełny, guziki, ozdobne tasiemki, jakieś zapomniane arkusze filcu i niezbędne narzędzia. I tak w ramach wspomnianej na początku filozofii tkaninowej powstało na razie małe stado ptaków. W zamiarze miały zwiastować wiosnę, ale są zawieszone na modrzewiowych gałązkach są tak cudownie zimowe...
Uwaga - będzie dużo zdjęć.
Ptaszki powstały z kawałka ślicznej tkaniny w niebieskie linie i pisane literki. "Obszydełkowane" półsłupkami, skrzydełka z filcowego bieżnika przyszyte guzikami z masy perłowej. I małe szklane koraliki na oczka.
Tkanina w literki została kupiona w
zestawie ścinkowym w Buktolach pl..
Zestawy ścinkowe niezwykle mocno wpisują się w moją tkaninowa filozofię - duże płachty materiałów zachwycają mnie, ale kompletnie onieśmielają. Znając siebie najpierw z taką tkaniną chodziłabym jak dziecko z nową zabawką, a potem schowała głęboko i kilka miesięcy zastanawiała się co z tego uszyć i w efekcie nic bym nie uszyła. Zestawy ścinkowe dla mnie idealne. Dostaję pakiecik kilku nieregularnych kawałków przepięknych tkanin i muszę się znacznie bardziej wysilić, żeby wydobyć z nich jakąś ideę do zrealizowania. I do realizacji podchodzę od razu!
O filozofii tkaninowej będzie jeszcze więcej, bo ona jest mi chwilowo najbliższa, jeśli chodzi o kanapowe rękotworzenie.
I takich spokojnych chwil i rozwijania pasji i satysfakcji z tego życzę bardzo w Nowym Roku!