czwartek, 23 stycznia 2014
Dzień Babci, Dzień Dziadka
W zeszłym roku po raz pierwszy obchodziliśmy Dzień Babci i Dziadka w nowych rolach. Moi rodzice i teściowie jako dziadkowie, więc my jako rodzice małej - w styczniu zeszłego roku 8miesięcznej - wnuczki, która chce dać dziadkom coś wyjątkowego. Jakoś instynktownie czułam, że to musi być coś wykonanego ręcznie, na razie przeze mnie, a z roku na rok z coraz większym udziałem córki. W zeszłym roku postawiliśmy na niewielkie plakietki do zawieszenia (deseczki oklejone materiałami i wstążkami) na dzień dobry!
W tym roku oferta rozbudowana. Wspólnym prezentem dla pakietu babcia+dziadek była przestrzenna ramka z odbiciem w masie samoutwardzalnej rączki i szydełkowym bucikiem.
Babcie dostały małe haftowane kosmetyczki/etui na okulary z przecudownej Galerii Twórców Ludowych w Lublinie (nie ma na zdjęciach) i drewniane łyżki, do gotowania z miłością (choć czy jeszcze bardziej się da?!). A dziadkowie dostali kubki w szydełkowych sweterkach (w których absolutna mistrzynią jest Anita!!!) z politycznym :) przesłaniem - dla każdego dziadka adekwatne do stanu popularności w mieście i stanu zaangażowania w jego życie:)
A do naszych babć poleciały pierwsze oznaki wiosny
Patrząc na stan ścian i mebli oraz wszystkich okolicznych kartek w przyszłym roku córa narysuje swoje pierwsze laurki:)
sobota, 11 stycznia 2014
Idzie nowe...?
Masowa produkcja ozdób świątecznych zrobiła swoje. Bezwiednie nowy rok rozpoczęłam działaniami zindywidualizowanymi :), czyli skierowanymi do konkretnego odbiorcy i przy założeniu, że wszystko powstaje w pojedynczym egzemplarzu. Tęskniłam za skupieniem się nad jedną rzeczą nawet jeśli to skupienie miałoby trwać tylko godzinę:)
W drodze powrotnej z cudownego przełomu starego i nowego roku w pewnym pięknym krakowskim mieszkaniu, na trasie Kraków-Górny Śląsk uszyłam małą zabawkę sowę (niezawodna turystyczna kosmetyczka ze skrawkami materiałów i przyborami do szyciz). Założenie było takie, że jak córa obudzi się pod domem (przespała całą drogę) to dostanie sowę. No i pobawiła się nią chwilę, ale sowa docelowo stała się prototypem i przysiadła u kogoś, kto mam nadzieję uszyje całą wielką sowią rodzinę. Niestety zdjęcia sowy brak. Ale....
.. na drugi dzień w małym szmateksie kupiłam śpiworek dziecięcy z materiału w sowy. I tak powstała czapka dla córy na wiosnę. Na razie jest tylko zszyta fastrygą i czeka na przeszycie u teściowej maszyną. A pozuje miś Stanisław.
W kilka dni później powstała - a jak - sowa! poduszka dla rocznego fana sówek, który mieszka w pięknym morskim pokoju. Poszukiwania w czeluściach moich magazynów materiału na sowę w wersji marine nie przyniosło skutków...Na szczęście z kosza na prasowanie wyciągnęłam koszulkę kupioną kiedyś w jakimś trójpaku koszulkowym, ale leżakowała w tym koszu od dłuższego czasu ze względu na przyduży rozmiar. Materiał lekko rozciągliwy, ale bardzo miły świetnie nadawał się na miłą miękką poduszkę. Oto i ona:
Na koniec poduszka muchomor dla córy , która powstała w Trzech Króli. Lubię motyw muchomorka i już wcześniej uszyłam dwa małe grzyby (miały być ozdobami choinkowymi), potem kupiłam na jednym z przedświątecznych jarmarków szydełkowe muchomorki zrobione na korkach od szampana. I w końcu wszystkie wylądowały na czymś przypominającym girlandę. A poduszka grzyb została zaakceptowana przez właścicielkę i mimo, że projekt musiałby ulec zmianom muchomor często śpi z małą.
I tyle w pierwszym tygodniu nowego roku. Zaczęło się dobrze, satysfakcjonująco. I tego wszystkim życzę!
W drodze powrotnej z cudownego przełomu starego i nowego roku w pewnym pięknym krakowskim mieszkaniu, na trasie Kraków-Górny Śląsk uszyłam małą zabawkę sowę (niezawodna turystyczna kosmetyczka ze skrawkami materiałów i przyborami do szyciz). Założenie było takie, że jak córa obudzi się pod domem (przespała całą drogę) to dostanie sowę. No i pobawiła się nią chwilę, ale sowa docelowo stała się prototypem i przysiadła u kogoś, kto mam nadzieję uszyje całą wielką sowią rodzinę. Niestety zdjęcia sowy brak. Ale....
.. na drugi dzień w małym szmateksie kupiłam śpiworek dziecięcy z materiału w sowy. I tak powstała czapka dla córy na wiosnę. Na razie jest tylko zszyta fastrygą i czeka na przeszycie u teściowej maszyną. A pozuje miś Stanisław.
W kilka dni później powstała - a jak - sowa! poduszka dla rocznego fana sówek, który mieszka w pięknym morskim pokoju. Poszukiwania w czeluściach moich magazynów materiału na sowę w wersji marine nie przyniosło skutków...Na szczęście z kosza na prasowanie wyciągnęłam koszulkę kupioną kiedyś w jakimś trójpaku koszulkowym, ale leżakowała w tym koszu od dłuższego czasu ze względu na przyduży rozmiar. Materiał lekko rozciągliwy, ale bardzo miły świetnie nadawał się na miłą miękką poduszkę. Oto i ona:
Na koniec poduszka muchomor dla córy , która powstała w Trzech Króli. Lubię motyw muchomorka i już wcześniej uszyłam dwa małe grzyby (miały być ozdobami choinkowymi), potem kupiłam na jednym z przedświątecznych jarmarków szydełkowe muchomorki zrobione na korkach od szampana. I w końcu wszystkie wylądowały na czymś przypominającym girlandę. A poduszka grzyb została zaakceptowana przez właścicielkę i mimo, że projekt musiałby ulec zmianom muchomor często śpi z małą.
I tyle w pierwszym tygodniu nowego roku. Zaczęło się dobrze, satysfakcjonująco. I tego wszystkim życzę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)